W piątkowy wieczór, Pracownia Smaku „Orso” w Knurowie tętniła życiem bardziej niż zwykle. To właśnie wtedy odbyła się jubileuszowa edycja Jam Session, która uczciła trzecie urodziny tej niezwykłej inicjatywy. Były emocje, była muzyka i była też – jak przystało na urodziny – dobra zabawa w najlepszym, muzycznym stylu.
W ciągu tych trzech lat odbyło się kilkadziesiąt spotkań z muzyką na żywo. Co miesiąc improwizowana scena w „Orso” przyciągała instrumentalistów, wokalistów i słuchaczy. Blues, jazz, rock, swing – każdy gatunek znajdował tu swoje miejsce, a publiczność – swoje ulubione dźwięki. Jam Session stało się czymś więcej niż koncertem – to przestrzeń twórczego dialogu, wymiany energii i zawierania muzycznych przyjaźni.
W czasie jubileuszowej edycji nie zabrakło wspomnień, wzruszeń i wyjątkowych momentów. Symboliczny toast za kolejne lata tej pięknej tradycji wznieśli Prezydent Tomasz Rzepa oraz jego zastępca Piotr Surówka. A specjalnie przygotowana ramka do pamiątkowych zdjęć stała się obowiązkowym przystankiem dla każdego, kto chciał zatrzymać ten wieczór na dłużej.
Osoby szczególnie zaangażowane w rozwój Jam Session – zarówno od strony organizacyjnej, jak i muzycznej – zostały uhonorowane w nietypowy sposób. Anna Śpiewla-Panasewicz, gospodyni „Orso” i duch opiekuńczy wydarzenia, przygotowała dla nich specjalne „korony”, które z humorem i wdziękiem podkreśliły ich zasługi.
Nie byłoby Jam Session bez duetu pasjonatów: Zbigniewa Nosiadka i Tomasza Kaletty, którzy od samego początku napędzają tę inicjatywę z ogromnym sercem. Ich energia, entuzjazm i miłość do muzyki są zaraźliwe – „Wyobrażam sobie Czesława Niemena mieszkającego w Knurowie i piszącego tekst piosenki: 'Miasto moje, a w nim najpiękniejszy mój świat, najpiękniejsze dni’. Te słowa dokładnie oddają, jak postrzegam mój rodzinny Knurów – i podpisuję się pod tym obiema rękami i nogami. No, chyba że akurat gram na perkusji!” – mówił na gorąco popularny „Glizda”
Jam Session w „Orso” to dziś marka sama w sobie i coś, z czego Knurów może być naprawdę dumny. Bo choć scena jest prowizoryczna, to emocje – jak najbardziej prawdziwe.
Fot. Stanisław Salwa