Zazwyczaj, gdy w mieście znika drzewo, które na pierwszy rzut oka wygląda na zdrowe i bujnie się zieleni, wśród mieszkańców nie brakuje emocji. Padają pytania, dlaczego usunięto tak piękny okaz, pojawiają się komentarze o „niepotrzebnej wycince” i niszczeniu zieleni. Tymczasem każda taka decyzja poprzedzona jest opinią dendrologiczną – specjalista ocenia stan drzewa i dopiero na tej podstawie zapada ostateczna decyzja.
A co, jeśli sytuacja jest odwrotna? Co, jeśli drzewo ewidentnie nie żyje, nie ma na nim ani jednego liścia, a jego stan nie budzi żadnych wątpliwości nawet u laika? Mieszkańcy osiedla 1000-lecia zwracają uwagę na drzewo znajdujące się na zieleńcu za jednym z bloków. Ich zdaniem to niepokojący widok – pień suchy jak wiór, gałęzie bez życia, ani śladu wiosennego pąka. Jak twierdzą, drzewo obumarło już dwa lata temu, ale nadal stoi. Choć nie jest wysokie ani masywne, to jednak przy silniejszym wietrze może się połamać i stanowić zagrożenie dla przechodniów czy bawiących się w pobliżu dzieci.
Zielona przestrzeń między blokami powinna być miejscem bezpiecznym i przyjaznym dla mieszkańców. Tymczasem ten suchy pień od dawna nie spełnia żadnej roli – nie daje cienia, nie filtruje powietrza, nie cieszy oka. A skoro nie ma już w nim życia, może warto zareagować i usunąć go, zanim zdarzy się coś niepotrzebnego?
