To będzie sobota, która może zapisać się złotymi zgłoskami w historii tego sezonu. Concordia Knurów, lider tabeli, zmierzy się na własnym stadionie z drużyną, która tej wiosny zrobiła prawdziwą furorę. ŁTS Łabędy – bo o nich mowa – nie bez powodu zyskał miano „Rycerzy Wiosny” – kroczą przez rundę rewanżową z rozmachem i pewnością siebie, która imponuje nawet najbardziej wybrednym kibicom. A teraz stają naprzeciwko Concordii – zespołu, który z każdym tygodniem, mimo przeciwności losu, gra coraz dojrzalej, coraz odważniej i coraz lepiej.
Przed startem sezonu nikt nie mówił o awansie. W Knurowie nikt nie pompował balonika, nie rzucał górnolotnych haseł. Ale piłka nożna pisze własne scenariusze. Podopieczni Jarosława Kupisa postanowili rozegrać ten sezon po swojemu – po cichu, bez presji, za to z pasją, dyscypliną i wiarą w siebie. Teraz są liderem. Na finiszu sezonu, gdy każdy mecz waży tyle, co finał Mistrzostw Świata, Concordia wciąż rozdaje karty. I choć tabela wygląda pięknie, nikt w klubie nie pozwala sobie na chwilę rozluźnienia. Wszyscy wiedzą, że jeszcze wiele może się wydarzyć.
Na horyzoncie majaczy jeden z największych sprawdzianów – pojedynek z ŁTS-em Łabędy. To drużyna, która w swoim najlepszym czasie występowała nawet w III lidze. Zespół przeżywał wzloty i upadki, a piłka nożna nawet na pewien czas zupełnie zniknęła z Łabęd. Klub został reaktywowany w 1997 roku i krok po kroku odbudowywał swoją pozycję. W sezonie 2004/2005 ŁTS wskoczył do IV ligi i utrzymał się tam do 2010 roku. Później przyszły trudniejsze chwile, w tym nawet spadek do Klasy A, ale drużyna zdołała się podnieść i wrócić do gry na wyższym poziomie.
Runda wiosenna obecnego sezonu to dla ŁTS-u Łabędy prawdziwy marsz zwycięstwa – dziewięć wygranych, remis, tylko dwie porażki. Drużyna prowadzona przez Grzegorza Kowalskiego nie ogląda się na nikogo. Gra swoje, punktuje i z tygodnia na tydzień wspina się w tabeli, aż w końcu znalazła się tuż za plecami Concordii. To nie przypadek. To wynik ciężkiej pracy, dobrego zgrania i determinacji. A teraz – mecz prawdy.
Concordia również prezentuje się znakomicie, mimo sporych problemów kadrowych. Można odnieść wrażenie, że im trudniej, tym… lepiej. Kontuzje Michała Stryczka i Pawła Jaroszewskiego, absencja Mateusza Balona i możliwa nieobecność Marka Kocura to spore osłabienia, ale drużyna się nie załamuje – wręcz przeciwnie. Zespół jeszcze bardziej się jednoczy i pokazuje charakter. Sztab szkoleniowy robi wszystko, by wystawić jak najbardziej optymalny skład, a zawodnicy z meczu na mecz udowadniają, że potrafią grać z pasją i wolą walki.
Sobotnie starcie zapowiada się kapitalnie. Na murawie zmierzą się lider z wiceliderem, a kibice zobaczą nie tylko pojedynek dwóch czołowych drużyn sezonu, ale też dwóch świetnych napastników. Mateusz Żylski ma na koncie 24 gole, a jego imiennik z ŁTS-u, Raczyński, aż 30 trafień. Ten pojedynek to gratka dla każdego fana futbolu, bez względu na klubowe barwy.
Dla kibiców będzie to też mecz o wyjątkowym klimacie. Fani Concordii i ŁTS-u trzymają ze sobą „sztamę”, więc na trybunach zapanuje przyjacielska atmosfera. Ale niech nikogo nie zwiedzie ta zgodna otoczka – na murawie będzie się działo. Nikt nie odpuści, nikt nie cofnie nogi. Stawka jest zbyt wysoka, a końcówka sezonu nie wybacza błędów.
Warto więc wpaść w sobotę o godzinie 15:00 na stadion przy ulicy Dworcowej, bo szykuje się kawał solidnego grania. Będzie sporo walki, nie zabraknie emocji, może posypią się gole, a przy okazji można spotkać znajomych i poczuć klimat lokalnego święta piłki.
Fot. Agnieszka Łyko