Na Alei Piastów w Szczygłowicach śmieci znów rządzą. Nie dlatego, że ktoś nie opróżnia kontenerów, tylko przez wyjątkowy poziom… lenistwa i beztroski niektórych mieszkańców. Mimo że placyk gospodarczy jest zamknięty, a dostęp do niego mają wszyscy lokatorzy – o ile oczywiście zabiorą ze sobą klucz – pod śmietnikiem regularnie lądują worki z odpadami.
Widok niemal codzienny: porzucone siaty z odpadkami piętrzą się, a nocą zaczyna się taniec śmieci z udziałem szczurów, kotów, ptaków i wszystkiego, co tylko żyje w miejskim ekosystemie. Nad ranem resztki śmieci można znaleźć na trawnikach, chodnikach i pod klatkami schodowymi. Jeszcze niedawno mieszkańcy sami zorganizowali akcję sprzątania – starali się uporządkować okolicę i zadbać o wspólne otoczenie. Wydawało się, że coś drgnęło. Niestety, niektórym najwyraźniej drgnąć nie chce nawet ręka do kieszeni po klucz.
Niektórzy pytają: może to nie lenistwo, może śmieci są podrzucane? A może ludzie nie wiedzą, gdzie jest wejście? No cóż, najpewniej wiedzą – po prostu im się nie chce. A może wychodzą z założenia, że przecież ktoś to po nich sprzątnie? Może „sprzątaczka”, która – jak mówią sąsiedzi – już dawno przestała wyrabiać?
Największy bałagan robi się tradycyjnie w weekendy. Może to kwestia sobotniego rozluźnienia i niedzielnej beztroski, może po prostu niektórzy wychodzą z założenia, że śmietnik nie zając – nie ucieknie. Ale niestety ucieka – razem z resztkami z porozrywanych worków, które wiatr roznosi po osiedlu.
Co ciekawe, każda klatka wyposażona jest w kamery. Może nadszedł czas, by obiektywy skierowały się w stronę placyku gospodarczego? Może wstyd przed sąsiadami bardziej zmotywuje niż prośby i apele?
Na razie jednak mamy do czynienia z klasycznym przypadkiem: śmietnik zamknięty, ale myślenie również. Ile jeszcze potrzeba rozrzuconych odpadów, by niektórzy mieszkańcy zrozumieli, że to wspólna przestrzeń, a nie dzikie wysypisko?