W Gliwicach znów zabrzmiały słowa pełne emocji, odwagi i osobistej prawdy. Za nami kolejna edycja Turnieju Jednego Wiersza, który tym razem odbył się w zupełnie nowej, eleganckiej przestrzeni – Restauracji Hotelu Qubus. Nowe miejsce, nowa energia, ale klimat ten sam – pełen poetyckiego napięcia i wzruszeń. Uczestnicy mieli do zaprezentowania tylko jeden utwór, ale każdy z nich był na tyle mocny, że mógłby wypełnić całą książkę emocji. Publiczność słuchała w skupieniu, a słowa unosiły się w powietrzu jak niedokończone zdania, które każdy dopisywał sobie w sercu.
Jury w tej edycji miało jednego, ale za to bardzo doświadczonego jurora – Krzysztofa Siwczyka, poetę, eseistę i krytyka literackiego. To on podjął się niełatwego zadania wyboru najlepszego tekstu wieczoru. Jak sam przyznał, poziom był tak wysoki, że co najmniej dziesięć wierszy zasługiwało na pierwsze miejsce. Ostatecznie laur zwycięzcy trafił do Wojciecha Wojanowskiego, autora wiersza „Brzegi” – utworu poruszającego, prawdziwego i zostającego w czytelniku na długo po ostatnim wersie.
Wyróżnione zostały również teksty Piotra Trębacza „Janek Pradera” oraz Wiktorii Władarz „Tonę”. Ich poezja pokazała siłę młodych głosów, które potrafią mówić o sprawach ważnych z niezwykłą wrażliwością i dojrzałością. Nagroda Publiczności, przyznawana na podstawie głosów obecnych na sali, trafiła do Danuty Buli. Jej wiersz „Troska” był intymny i pełen czułości, poruszył wiele osób i zebrał najwięcej głosów.
Turniej Jednego Wiersza to nie tylko konkurs – to spotkanie, wspólne przeżywanie i moment, w którym poezja naprawdę dzieje się tu i teraz. Każdy z uczestników, który odważył się stanąć na scenie i przeczytać swój tekst, zasługuje na wielkie brawa. To właśnie takie chwile pokazują, jak bardzo potrzebujemy żywego, prawdziwego słowa.
Organizatorzy już dziś zapraszają na kolejne spotkanie z poezją we wrześniu. Będzie odważnie, będzie głośno, będzie prawdziwie – jak zawsze.
Zwycięski wiersz:
“Brzegi”
Słowa mają brzegi.
I tak, od brzegu do brzegu balansujemy.
Czasem przybrzeżne fale są łagodne, jak baranki na niebie,
a czasem zaprzęgasz oręż
i stajesz ze mną w chłodne szranki,
zwinnie operując swoim rynsztunkiem.
Bywa, że trafiasz we mnie brzegiem ostrym jak żyłka.
A ja chwytam się go i tonę.
Powoli wypuszczam powietrze, nie odwzajemniając troski,
i opadam na dno,
by mieć znów święty spokój.
Na dnie nie ma fal,
a brzegi są i teraz.
Fot. Miejska Biblioteka Publiczna w Gliwicach