sobota, 28 czerwca, 2025
spot_img
Strona głównaInformacjeKnurów: Ciężka praca została nagrodzona

Knurów: Ciężka praca została nagrodzona

To miał być sezon budowy i spokojnego zbierania doświadczeń. Tymczasem Concordia Knurów napisała historię, która jeszcze długo będzie wspominana z uśmiechem i wzruszeniem. Podopieczni trenera Jarosława Kupisa wywalczyli awans do II ligi śląskiej, choć jeszcze przed startem rozgrywek nikt nie zakładał, że właśnie teraz uda się dokonać czegoś tak wielkiego. W klubie panowało przekonanie, że trzeba budować zespół krok po kroku, z każdym kolejnym meczem. Ostatecznie życie napisało inny scenariusz – piękny, emocjonujący i pełen zwrotów akcji.

Latem doszło do kilku roszad w kadrze. Do drużyny dołączyli Michał Stryczek, Jakub Szymajda, Marcin Matuszek, Antoni Latko oraz powracający po latach przerwy Paweł Jaroszewski. W tym samym czasie szeregi Concordii opuścili m.in. Dawid Nieradzik, Daniel Szkatuła, Kamil Zając i Przemysław Włodarczyk. Wyniki sparingów były dalekie od ideału. Porażki z rezerwami GKS-u Katowice i Ruchu Chorzów można było jeszcze zrozumieć, ale przegrana z Borowikiem Szczejkowice czy odpadnięcie z Pucharu Polski w starciu z drugą drużyną Gwarka Ornontowice wzbudziły niepokój wśród kibiców i lawinę szyderczych komentarzy.

Nie byli faworytami rozgrywek, a mimo to wywalczyli awans i to zasłużenie!

Sztab szkoleniowy jednak nie panikował. Zapewniał, że wszystko ma swój czas i celem sparingów było zgrywanie zespołu, testowanie rozwiązań, a nie wynik. I rzeczywiście – już od inauguracji ligowej zespół z Knurowa wyglądał coraz lepiej. Wyjazdowa wygrana ze Startem Sierakowice po bramce Kacpra Guzery w doliczonym czasie gry pokazała charakter drużyny. Potem przyszedł komplet punktów z beniaminkami – Gwarkiem Zabrze i KS 94 Rachowice.

Przełomowym momentem okazał się mecz w Kozłowie. Po prowadzeniu 1:0, Concordia straciła dwa gole i jednego zawodnika, ale to nie złamało zespołu. Wręcz przeciwnie – knurowianie rzucili się do odrabiania strat i odwrócili losy spotkania, wywożąc trzy punkty w spektakularny sposób. To właśnie wtedy zespół uwierzył, że może wszystko.

Jesienią Concordia pokazała, że walczy do ostatnich sekund. Tak było choćby w starciu z Górnikiem Bobrowniki Śląskie. Rywale zdołali wyrównać, ale w doliczonym czasie Jaroszewski i Żylski zapewnili wygraną. Statystyki też mówiły same za siebie – ponad 30% bramek w rundzie jesiennej padło w ostatnim kwadransie meczów. Jedyną drużyną, która zdołała zatrzymać Concordię, była Burza Borowa Wieś. To zespół wyjątkowo niewygodny dla knurowian – w dziesięciu ostatnich starciach udało się ich pokonać tylko raz.

Jesienna passa trwała do końca rundy. Choć mecze z ŁTS-em Łabędy i Gwiazdą Chudów nie były łatwe, to jednak Concordia potrafiła przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. W starciu z ekipą z Chudowa pomógł nawet słupek w doliczonym czasie, kiedy to rywale egzekwowali rzut karny.

Kibice przez cały sezon szczelnie wypełniali trybunę

Zimą do zespołu wrócił Mateusz Bodzioch, a do dyspozycji trenera miał też być Łukasz Spórna, który długo walczył z poważną kontuzją. Uraz, którego doznał, stawiał pod znakiem zapytania nie tylko jego dalszą grę w rundzie wiosennej, ale – jak niektórzy szeptali – nawet całą piłkarską przyszłość. Nie brakowało głosów, że być może będzie to smutne zakończenie pięknej przygody z futbolem. Spórna jednak nigdy nie należał do osób, które łatwo się poddają. Mimo bólu i wielu ograniczeń rzucił się w wir rehabilitacji. Treningi indywidualne, godziny spędzone z fizjoterapeutą, masaże, ćwiczenia i ogromna samodyscyplina sprawiły, że dzień po dniu przybliżał się do powrotu. Choć lekarze i sztab ostrożnie mówili o ewentualnej gotowości dopiero na przełomie kwietnia i maja, pomocnik Concordii miał inne plany.

Zdeterminowany, z silną głową i jeszcze silniejszym charakterem wrócił na boisko już na samym początku rundy wiosennej. Gdy tylko pojawił się na murawie, wniósł do zespołu coś, czego nie da się wytrenować – doświadczenie, spokój i mentalność lidera. Nie potrzebował czasu na „rozruch”, nie grał asekuracyjnie. Wręcz przeciwnie – rzucił się do walki, jakby kontuzji nigdy nie było. Jego obecność w środku pola nie tylko uspokajała grę, ale dawała drużynie potrzebne zaufanie i pewność.

Niestety, początek wiosny nie był udany. Remisy i utrata pozycji lidera po trzech porażkach z rzędu wywołały falę krytyki. Dodatkowo kontuzje wyeliminowały z gry kilku kluczowych zawodników. Wydawało się, że marzenia o awansie się oddalają.

Wszystko zmieniło się w maju. Drużyna odrodziła się jak feniks z popiołów. Wróciła pewność siebie, skuteczność i radość z gry. Na osiem ostatnich meczów Concordia wygrała siedem, a potknięcia rywali sprawiły, że znowu zaczęto mówić o awansie. Kluczowy był mecz z ŁTS-em Łabędy – rywalem rozpędzonym, pewnym siebie, który dwukrotnie wychodził na prowadzenie. Knurowianie pokazali jednak, że nigdy się nie poddają i w dramatycznych okolicznościach wygrali. W tym momencie każdy kibic wiedział – to może się udać.

Awans stał się faktem na kolejkę przed końcem sezonu. Concordia pokonała Orła Nakło Śląskie aż 5:0, mimo dwóch czerwonych kartek. Po ostatnim gwizdku nikt nie krył wzruszenia. Szampany, okrzyki, radość – to był moment, który zapamiętają wszyscy, którzy tego dnia byli na stadionie. Z głośników popłynęło „We are the Champions”, a piłkarze i kibice świętowali jak jedna rodzina.

Po meczu z Orłem Nakło Śląskie zapanowała ogromna radość

Liderem klasyfikacji strzelców w drużynie został Mateusz Żylski, który przez cały sezon imponował skutecznością, zdobywając aż 30 bramek. To on najczęściej kończył akcje Concordii, a jego zimna krew pod bramką rywali niejednokrotnie przesądzała o losach meczu. Żylski był motorem napędowym ofensywy, ale na jego dorobek pracował cały zespół – piłka trafiała do siatki, ale wcześniej przechodziła przez wiele nóg i głów pełnych boiskowej wizji.

Mateusz Żylski został najlepszym strzelcem zespołu zdobywając 30 bramek

Ogromne znaczenie dla wyników miało też doświadczenie Mateusza Bodziocha, który zimą wrócił do Knurowa i z miejsca stał się jednym z liderów. Obok niego na nowo błyszczał Łukasz Spórna. Jego powrót po kontuzji był nie tylko triumfem charakteru, ale i kluczowym wzmocnieniem. „Loki” swoją obecnością spajał formacje, dyrygował tempem i zarażał drużynę wolą walki.

O sile zespołu stanowili też ci, którzy czuwali na tyłach – bramkarze Jakub Szymajda i Dominik Szwagrzyk. Obaj wielokrotnie ratowali drużynę w kluczowych momentach, broniąc strzały, które wielu już widziało w siatce. Dzięki ich koncentracji i umiejętnościom knurowianie mogli skupić się na ofensywie, wiedząc, że za plecami mają solidne wsparcie. Warto dodać, że Concordia straciła tylko 35 bramek – najmniej w całej lidze!

Na osobne uznanie zasługuje Kacper Guzera – waleczny, nieustępliwy, z sercem do gry. Często to on podrywał drużynę do walki, wygrywał beznadziejne pojedynki, nie bał się ostrych starć i zostawiał na boisku wszystko, co miał. W każdym meczu był ucieleśnieniem determinacji.

Paweł Gałach rozegrał sezon życia. Jego forma w kluczowych meczach, zaangażowanie i dynamika na skrzydle robiły różnicę. Był nie tylko szybki i przebojowy, ale także bardzo odpowiedzialny taktycznie. Umiał zaskoczyć rywali i skutecznie pracował w defensywie. Swój duży udział miał też młody, ale już dojrzały w grze Antoni Latko. Junior, który odważnie wszedł w seniorską piłkę, z miejsca zyskał zaufanie trenera i uznanie kolegów. Jego występy pokazały, że Concordia ma przyszłość i może śmiało korzystać z klubowej młodzieży.

Trener Jarosław Kupis potrafił połączyć doświadczenie z młodością i teraz są tego efekty

Warto jednak zaznaczyć, że sukces Concordii Knurów to nie tylko zasługa nazwisk z pierwszych stron klubowej statystyki. Na ten awans pracowali wszyscy – zarówno ci, którzy strzelali gole, jak i ci, którzy ich unikali, blokując, wspierając, motywując. Zawodnicy rezerwowi, którzy czekali na swoją szansę, ci, którzy trenowali mimo mniejszej liczby minut w lidze, ci, którzy z boku boiska żyli każdym meczem równie mocno jak ci w podstawowym składzie – każdy odegrał swoją rolę.

To była drużyna z prawdziwego zdarzenia. Bez gwiazdorskich zachowań, za to z ogromną jednością, wsparciem i wiarą w cel. Concordia udowodniła, że kiedy jeden za wszystkich, a wszyscy za jednego – można osiągnąć coś naprawdę wielkiego. Awans do II ligi śląskiej to nie tylko sukces sportowy, ale też ogromne wyzwanie organizacyjne. Concordia już teraz szuka sponsorów i partnerów, którzy pomogą klubowi dalej się rozwijać. Klub z ponad 100-letnią tradycją pokazał, że ma ambicje i serce do walki.

To był sezon pełen emocji, zwrotów akcji i pięknych momentów. Concordia Knurów udokumentowała, że marzenia są po to, by je spełniać. A to dopiero początek nowej piłkarskiej drogi.

Fot. Agnieszka Łyko

RELATED ARTICLES

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -
Google search engine

Most Popular

Recent Comments