To już dziewiętnasty raz, kiedy ulicami Katowic przeszedł Marsz Autonomii – święto śląskości, wspólnoty i samorządności. Tegoroczna edycja, która odbyła się w minioną sobotę miała nową trasę, nową formułę i jak zauważyli sami uczestnicy, zdecydowanie nową energię. W południe tłum wyruszył z placu Sejmu Śląskiego i przemaszerował w stronę parku Powstańców Śląskich, gdzie zorganizowano rodzinny piknik, atrakcje dla dzieci i koncert.
Kilkaset osób niosło żółto-niebieskie flagi, balony, a także transparenty z hasłami, które od lat towarzyszą Marszowi Autonomii. Skandowano m.in. „Fana momy, godka momy, a heimatu nie oddomy”, a śląskie barwy były obecne niemal wszędzie – na koszulkach, twarzach, a nawet w tradycyjnych strojach.
W tym roku organizatorzy zdecydowali się na nieco inną formułę – mniej polityki, więcej luzu, relaksu i rodzinnego klimatu. Jak podkreślał Jerzy Gorzelik, lider Ruchu Autonomii Śląska, była to świadoma decyzja podyktowana zmęczeniem ludzi ciągłym konfliktem i napięciem obecnym w przestrzeni publicznej – „Chcemy dać trochę wytchnienia. Niech śląskość kojarzy się z czymś pozytywnym, ciepłym i wspólnotowym” – mówił przed rozpoczęciem marszu.
Ważnym przesłaniem wydarzenia było przypomnienie, że autonomia nie jest żadną skrajnością, lecz szansą na rozwój i lepsze zarządzanie regionem – „Autonomia jest dla wszystkich mieszkańców, niezależnie od narodowości” – mówił Peter Langer ze Ślonskij Ferajny.
Marsz Autonomii od lat odbywa się w sobotę najbliższą 15 lipca – to właśnie tego dnia, w 1920 roku, uchwalono Statut Organiczny Województwa Śląskiego, który gwarantował mu przedwojenną autonomię. Dziewiętnaście lat obecności marszu w Katowicach pokazuje, że temat jest żywy, a śląska tożsamość wciąż ma się dobrze – i z każdym rokiem gromadzi coraz więcej ludzi, dla których ważne są wspólne wartości, język, tradycja i poczucie przynależności.
Fot. Marcin Musiał