To była sobota pełna emocji i niepokoju. Podczas rodzinnego pobytu na działce doszło do niefortunnego wypadku – na dziecko spadła dwumetrowa deska. Początkowo nic nie zapowiadało dramatu, jednak w trakcie jazdy samochodem dziewczynka zaczęła słabnąć i traciła przytomność. Sytuacja stawała się coraz bardziej poważna.
Rodzice nie wahali się ani chwili – ruszyli do najbliższego szpitala. Wtedy wydarzył się mały cud. Na trasie, dokładnie na ulicy Kasztanowej w Nieborowicach, pojawiła się jadąca przed nimi karetka. Na sygnał klaksonu i światła drogowe, ratownicy natychmiast zareagowali – zatrzymali pojazd, zorientowali się w sytuacji i postanowili pomóc.
Od tej chwili to nie była już samotna walka z czasem. Karetka eskortowała rodzinę do szpitala, używając sygnałów uprzywilejowania, a jeden z ratowników wsiadł do samochodu rodziców, by czuwać nad bezpieczeństwem dziecka aż do dotarcia na oddział.
Mama poszkodowanej dziewczynki zwróciła się z serdecznym podziękowaniem do tych dwóch ratowników, którzy – jak podkreśla – pojawili się dokładnie wtedy, gdy ich najbardziej potrzebowali. Docenia ich reakcję, opanowanie i zaangażowanie, przypominając, że choć to ich praca, nie każdy byłby gotowy tak po prostu stanąć na drodze i pomóc z sercem.
Nie zabrakło też ważnego apelu do kierowców. Kobieta zauważyła, że wiele osób zbyt pochopnie ocenia jadące za karetką auta. Jak tłumaczy, nie zawsze oznacza to, że ktoś próbuje „wbić się” przed innych, by szybciej dojechać do celu. Czasem to walka o życie, czasem jedyny sposób, by dotrzeć do szpitala z ciężko chorym dzieckiem, które potrzebuje pomocy tu i teraz.
To historia, która chwyta za serce, ale i przypomina, jak ważna jest czujność, ludzka solidarność i szybka reakcja. Bo czasem właśnie takie niepozorne spotkania – na drodze, w korku, między jednym skrzyżowaniem a drugim – mogą zmienić wszystko.