W sieci nie brakuje emocji, ale niestety coraz częściej łączą się one z poważnym zagrożeniem. Pod hasłem „Nie ma wrażeń bez obrażeń” młodzi użytkownicy publikują filmiki z ekstremalnymi popisami na hulajnogach elektrycznych. Rozpędzone do siedemdziesięciu, a nawet osiemdziesięciu kilometrów na godzinę pojazdy, jazda bez kasków, łamanie blokad prędkości, slalomy między przechodniami i wyścigi po chodnikach – to wszystko można zobaczyć w mediach społecznościowych. I to w ogromnych ilościach.
Eksperci i lekarze biją na alarm. Dla nastolatków to zabawa i sposób na zdobycie lajków, ale dla oddziałów chirurgicznych i ortopedycznych – codzienność. Według lekarzy, prawie połowa dzieci trafiających do szpitala z urazem głowy lub złamaniami to ofiary wypadków na hulajnogach. Najczęściej są to nastolatki w wieku 12–17 lat, które jeżdżą z prędkościami absolutnie nieprzystosowanymi do tego typu pojazdu. Niewielkie kółka hulajnogi przy pięćdziesięciu kilometrach na godzinę są w stanie zgubić stabilność na najmniejszym kamyku – a to może skończyć się tragicznie. Wypadek przy takiej prędkości to jak zderzenie motocykla jadącego 160 kilometrów na godzinę.
Na filmach zamieszczanych w internecie można znaleźć instrukcje, jak zdejmować blokady prędkości i „uwalniać” hulajnogi, by rozwijały pełen potencjał – bez względu na bezpieczeństwo. Pod nagraniami pojawiają się zachęty do bicia kolejnych prędkościowych rekordów, a nawet komentarze z poradami, jak oszukać rodziców. Trend zrobił się na tyle popularny, że w sieci zaczęły pojawiać się koszulki z hasłem „Nie ma wrażeń bez obrażeń”.
Równolegle ze wzrostem popularności takich zachowań, rośnie liczba ofiar. W każdy weekend do szpitali trafia kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt osób po wypadkach na hulajnogach i rowerach – często bez kasków, nierzadko pod wpływem alkoholu. To ofiary zderzeń z innymi użytkownikami drogi, upadków na chodnikach, uderzeń w barierki lub… siebie nawzajem. Złamane ręce, rozbite twarze, urazy głowy – to smutna cena za kilka sekund internetowej sławy.
Co gorsza, policyjne statystyki nie oddają pełnej skali problemu, bo wielu takich wypadków nikt nie zgłasza. Funkcjonariusze przyznają, że brakuje im ludzi, by skutecznie egzekwować przepisy. A i same przepisy są dziurawe – choć prawo mówi o maksymalnej prędkości 20 km/h, to w praktyce hulajnogi bez blokad potrafią jechać nawet cztery razy szybciej.
Lekarze, pedagodzy i świadomi rodzice apelują – rozmawiajmy z dziećmi. Tłumaczmy, co może się stać. Wymagajmy kasków. I nie dajmy się zwieść pozorom „niewinnej zabawy” – bo w wielu przypadkach to właśnie ona kończy się tragedią. Coraz więcej głosów wskazuje również na potrzebę obowiązkowych ubezpieczeń dla użytkowników hulajnóg i rowerów. Może to czas, by poważnie potraktować ten temat – zanim wrażeń będzie jeszcze więcej, a obrażeń już nikt nie zliczy.
Fot. PAP