Noc z wtorku na środę na ulicy Toszeckiej w Gliwicach mogła zakończyć się tragicznie. Doszło tam do kolizji z udziałem nietrzeźwego kierowcy, który kompletnie stracił panowanie nad pojazdem.
26-letni mieszkaniec Pyskowic, prowadząc Dacię Dokker, uderzył w stojącego na jezdni Opla Movano. Samochód należał do ekipy, która zajmowała się usuwaniem tymczasowego oznakowania. Uderzenie było na tyle mocne, że doszło do uszkodzeń tylnej części pojazdu, a sprawca wylądował w szpitalu z obrażeniami. Na szczęście osoby pracujące przy drodze oraz inni uczestnicy ruchu nie ucierpieli.
Policjanci szybko sprawdzili stan trzeźwości kierowcy i wszystko stało się jasne – 1,68 promila w wydychanym powietrzu. Do tego pobrano mu krew do dalszych badań, a prawo jazdy zostało natychmiast zatrzymane.
Do zdarzenia doszło na prostym odcinku drogi powiatowej, gdzie obowiązuje ograniczenie prędkości do 40 km/h. Trudno więc mówić o pechu, bo sytuacja była wynikiem lekkomyślności i braku odpowiedzialności. Teraz młody kierowca odpowie przed sądem za prowadzenie auta w stanie nietrzeźwości i spowodowanie kolizji.
Choć tym razem obyło się bez ofiar, historia ta pokazuje, jak ogromne zagrożenie stanowią osoby wsiadające za kółko po alkoholu. Wystarczy chwila, by narazić siebie i innych na niebezpieczeństwo, a konsekwencje mogą ciągnąć się latami.
Fot. Policja Gliwice