W Jastrzębskiej Spółce Węglowej robi się coraz goręcej – niestety nie w kontekście wydobycia. Górniczy gigant znowu musi sięgnąć po środki odłożone na „czarną godzinę”. Tym razem chodzi o 210 milionów złotych z funduszu inwestycyjnego, które mają pokryć bieżące wydatki i sfinansować kluczowe inwestycje. To już dwunasty raz w tym roku, gdy firma korzysta z rezerw.
Pieniądze pochodzą ze Stabilizacyjnego Funduszu Inwestycyjnego Zamkniętego, utworzonego w czasach lepszej koniunktury. Gdy ceny węgla koksowego i koksu szybowały w górę, JSW odkładała środki z myślą o trudniejszych czasach. I te właśnie nadeszły. Z końcem 2024 roku na funduszu znajdowało się 5,7 mld zł, z czego w samym 2025 roku wykorzystano już 3,21 mld zł. Po ostatnim umorzeniu wartość portfela szacowana jest na około 760 milionów złotych.
Związkowcy alarmują i apelują o interwencję rządu. Ich zdaniem sytuacja robi się krytyczna – a bez pomocy państwa spółka może nie przetrwać. Podkreślają, że JSW to nie tylko strategiczny producent węgla koksowego w Europie, ale także zakład pracy dla ponad 30 tysięcy osób.
Problemy JSW są wielopoziomowe. Firma boryka się z dekoniunkturą na rynku węgla, spadającym wydobyciem i katastrofami, jak pożary pod ziemią. Do tego dochodzą stale rosnące koszty – choćby związane z wynagrodzeniami. Straty są ogromne. W 2024 roku spółka odnotowała 7,3 mld zł na minusie – głównie przez aktualizację wyceny aktywów trwałych. Pierwszy kwartał 2025 roku też nie przyniósł poprawy – strata wyniosła 1,36 mld zł. Spory wpływ miał pożar w kopalni „Knurów-Szczygłowice”, który tylko w księgach kosztował ponad 648 mln zł.
Mimo że węgiel koksowy uznawany jest za surowiec krytyczny dla europejskiej gospodarki, JSW balansuje na granicy możliwości finansowych. Jeśli sytuacja się nie zmieni, rezerwy mogą skończyć się szybciej, niż się wydaje.
Fot. JSW
