Maria Lot, mieszkanka Gliwic, obchodzi wyjątkowy jubileusz — setne urodziny. Z tej okazji jubilatkę odwiedziła sekretarz miasta, Katarzyna Chwastek, przekazując jej życzenia i gratulacje od władz samorządowych.
Maria Lot przyszła na świat 27 listopada 1925 roku jako najmłodsza z czworga rodzeństwa. Jej dzieciństwo i młodość zostały naznaczone przez tragiczne wydarzenia wojenne, które dotknęły rodzinę.
– „Miałam wspaniałych rodziców, jedną siostrę i dwóch braci. Podczas okrutnych czasów wojny nasza rodzina zmalała. W ciągu półtora roku zginęli moi bracia, a ojciec zmarł w wieku 51 lat” – wspomina Maria Lot.
Po tych tragediach, zgodnie z życzeniem brata, Maria zaopiekowała się mamą i starszą o dziesięć lat siostrą.
– „Byłam zdziwiona, bo jako najmłodsza byłam rozpieszczona i żyłam bez trosk. Ale stało się. Los zabrał nam ojca i braci, zostałyśmy same” – opowiada.
Po wojnie rodzina postanowiła pozostać w Gliwicach. Jak podkreśla Maria Lot, szybko opanowali język polski, bo nie wyobrażali sobie życia poza rodzinny domem. Maria po ukończeniu szkoły podstawowej i zawodowej podjęła pracę jako pomoc laborantki w aptece przy ulicy Dziewanny, a potem — aż do emerytury — zatrudniona była w Zakładach Spożywczych w Gliwicach. Jej siostra pracowała w tym samym budynku jako asystentka lekarza.
Przez 52 lata Maria Lot była aktywna w chórze kościelnym parafii św. Bartłomieja, z którym utrzymuje kontakt do dziś.
Choć od lat mieszka sama, nie czuje się samotna.
– „Pamiętają o mnie moi znajomi i przyjaciele, szczególnie z chóru, nie tylko z kraju, ale i z zagranicy” – mówi.
Setne urodziny Marii Lot to nie tylko piękny jubileusz, ale także wzruszająca opowieść o sile, wytrwałości i głębokim związku z rodzinnym miastem.
Fot. UM Gliwice



