Spotkanie otwierające 18. kolejkę PKO Ekstraklasy miało rozpocząć się od mocnego uderzenia – i rzeczywiście zaczęło się jak trzęsienie ziemi. Już w 4. minucie Maksym Diaczuk umieścił piłkę w bramce Górnika, jednak gol gdańszczan po analizie VAR nie został uznany z powodu spalonego. Lechia nie spuściła jednak z tonu, a emocje z każdą minutą rosły.
Niedługo później stadion w Gdańsku eksplodował z radości po trafieniu Tomasa Bobcka. Słowacki napastnik, będący w znakomitej dyspozycji w tym sezonie, popisał się sprytnym, sytuacyjnym strzałem z linii pola karnego, dając gospodarzom prowadzenie.
W tym czasie kibice Lechii zademonstrowali efektowną oprawę z okazji zbliżającej się 44. rocznicy wprowadzenia stanu wojennego. Dym z rac spowodował około kwadrans przerwy, a piłkarze mogli złapać oddech – bo tempo meczu było naprawdę wysokie.
Po wznowieniu gry niespodziewanie do głosu doszli goście. Patrik Hellebrand wykorzystał zamieszanie w polu karnym Lechii i doprowadził do wyrównania. Końcówka pierwszej połowy należała jednak do gospodarzy – Kacper Sezonienko najpierw wykorzystał idealne podanie Matusa Vojtko, a chwilę później mocnym strzałem po rzucie rożnym podwyższył wynik na 3:1.
Arbiter Paweł Malec, po licznych przerwach w grze, doliczył aż szesnaście minut, a w nich wydarzyło się jeszcze wiele. W ostatnich sekundach pierwszej połowy Górnik otrzymał rzut karny, który pewnym strzałem wykorzystał Rafał Janicki. Do przerwy było zatem 3:2 – i nic nie wskazywało na to, że tempo tego widowiska miałoby spaść.
Po zmianie stron bramek padło już mniej, ale przewaga Lechii była coraz bardziej wyraźna. W 60. minucie kolejny błąd w wyprowadzeniu piłki przez zabrzan wykorzystał Tomas Bobcek, kompletując dublet. Słowak kilka minut później musiał opuścić boisko z powodu urazu, jednak Lechia wciąż miała apetyt na więcej.
W 71. minucie na listę strzelców wpisał się Bohdan Wjunnyk, który mocnym uderzeniem ustalił wynik meczu na 5:2. Górnik próbował odpowiadać, ale tego wieczoru nie był w stanie przeciwstawić się rozpędzonemu zespołowi Johna Carvera.
Zabrzanie mogą wkrótce stracić pozycję lidera, bo końcówka rundy jesiennej w ich wykonaniu jest wyjątkowo słaba. W czterech ostatnich meczach zdobyli tylko punkt, tracąc aż trzynaście bramek. Braki kadrowe – zwłaszcza nieobecność Kubickiego i Ambrosa – są widoczne jak na dłoni. Szansę w obronie otrzymał Maksymilian Pingot, lecz był zamieszany w większość straconych goli. Zawiedli także zmiennicy, którzy dotąd przeważnie siadali na ławce.
Lechia natomiast imponuje formą. W czterech ostatnich spotkaniach zdobyła aż 10 punktów i 14 bramek. Bobcek błyszczy, Sezonienko wreszcie rozkwita, a Aleksandar Cirković nie tylko asystuje, ale też kreuje grę w środku pola. Pomimo błędów – jak ryzykowne zagranie ręką Cirkovicia czy faul Neugebauera na rzut karny – drużyna prezentuje futbol efektowny i skuteczny.
To, co robi John Carver z zespołem, robi wrażenie. Trudne warunki funkcjonowania klubu nie przeszkadzają mu w odbudowywaniu piłkarzy i wydobywaniu z nich pełnego potencjału. Efekt? Lechia nie tylko opuściła strefę spadkową, lecz gdyby nie kara minus pięciu punktów, miałaby dziś taki sam dorobek jak Radomiak czy Lech Poznań.
Gdańszczanie kończą rok z mocnym akcentem, a Górnik – z poważnymi znakami zapytania. Jesień świetna, ale jej finisz pokazuje, jak bardzo potrzebują przerwy. W Gdańsku nie mieli żadnych argumentów.
Lechia Gdańsk – Górnik Zabrze 5:2 (3:2)
1:0 – Bobcek 7′
1:1 – Hellebrand 35′
2:1 – Sezonienko 45′
3:1 – Sezonienko 45′
3:2 – Janicki (k.) 45′
4:2 – Bobcek 60′
5:2 – Wjunnyk 71′
Górnik: Loska – Szcześniak (69′ Kmet), Janicki, Pingot, Janża – Hellebrand, Donio (45′ Lukoszek), Chłań (83′ Dzięgielewski) – Sow (89′ Abdullahi), Goh (69′ Podolski), Liseth.
Lechia: Paulsen – Wójtowicz, Diachuk, Rodin, Vojtko – Kapić, Cirković (69′ Wjunnyk), Mena, Neugebauer – Sezonienko, Bobcek (69′ Kurminowski).
Żółte kartki: Neugebauer, Cirković, Kapić, Diachuk, Rodin (Lechia) – Dzięgielewski (Górnik).
Fot. Górnik Zabrze


